Po szaleństwach weekendowych pozostało wspomnienie. Szmaragdowa wisi w szafie, kolczyk jeden gdzieś tam, samotnie na komodzie, zalega, szpilki w równym rządku prężą, się czekając na kolejne wyjście a ja zalegam na sofie z maseczką na twarzy. Nic nie muszę, nigdzie się nie spieszę, nic mi się nie chce. Chociaż, tak naprawdę to mi się chce. Marzy mi się pójść wolnym spacerkiem z Alfamy na Praça do Comércio, usiąść w słońcu, wypić espresso i zagryźć tartą cytrynową z bezą. Opcja w sam raz na leniwą niedzielę.
tarta cytrynowa z bezą..mmm nie jadlam, ale zabrzmialo w nute i w czas kawy akurat mi teraz do..zamarzenia sobie..eh:)
OdpowiedzUsuńpoczestuję Cię malutkimi rogalikami orzechowymi, właśnie wyciągnęłam z piekarnika :)
OdpowiedzUsuńmniam :))) dziękuję!
Usuńjedno z moich najlepszych przeżyć kulinarnych w Portugalii to ta właśnie tarta :)
OdpowiedzUsuń