... czyli wspomnień czar. Z czasów, kiedy fotki nie zajmowały mnie tak, jak obecnie a zasady kompozycji dobierałam "na czuja", bez jakiejkolwiek podbudowy teoretycznej. Nie zmieniało to oczywiście mojej radości z fotografowania...
ani mojej miłości do wszystkiego co włoskie, do włoskiej architektury, pasty, zapachu nagrzanych murów, słońca, atmosfery sjesty i poczucia wszechobecnego szczęścia. Tam jakoś łatwiej jest cieszyć się drobiazgami.
Po cichu liczę, że i w tym roku się tam wybiorę. Trzymajcie kciuki!
Poszłam za Twoim śladem i zachwycam się Italią :) Obyś trafiła pod lazurowe niebo, trzymam kciuki licząc na więcej zdjęć (ta fotka z mostami jest świetna!)!!!
OdpowiedzUsuńTo moja ulubiona, zimą mam ją na pulpicie i wspominam włoskie lato.
OdpowiedzUsuńŁadne zdjecia, może dam sie namówić na kupno aparatu? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGretuś,w cieple i słońcu łatwiej jest gonić deprechę i smutki,stąd zadowolenie południowców.Trzymam kciuki za udany wyjazd:)
OdpowiedzUsuńStasiu, to naprawdę fajne zajęcie, daj się namówić :)
OdpowiedzUsuńDzięki Kejzi, może się uda :) Mam nadzieję, że Twoja deprecha pogoniona.
OdpowiedzUsuń