Impreza plenerowa w moim mieście. Do obstrzału i prześwietlenia przeznaczono stary spichlerz stojący w porcie. Wyobraźnia, zapewne podsycona dziecięcymi lekturami, podsunęła ciemne wnętrza, pełne tajemniczych zakamarków i ukrytych skarbów. Rzeczywistość, delikatnie mówiąc, lekko się rozminęła z wyobraźnią. Ale nic to, pozwolono nam buszować po wielkich, opuszczonych i niszczejących wnętrzach oraz wdrapać się na dach i stamtąd zrobić piękne zdjęcia portu. Ważne, że można było dotrzeć do miejsca, które normalnie jest niedostępne dla osób postronnych.
Jak dla mnie, to było zbyt dużo ludzi. Ponad pięćdziesiąt osób biegających z aparatami i wchodzącymi sobie wzajemnie w kadr, zagadujących się i zastanawiających czy nie "kradną" sobie dobrych ujęć. Byłam tym zmęczona. Najbardziej lubię kiedy jestem ja i obiektyw, mam czas, mogę się skupić, zastanowić. Ale z drugiej strony jest to świetna lekcja jak robić zdjęcia w niesprzyjających warunkach. Oczywiście wciąż zapominam o ISO, zmianie naświetlania, etc., ale coraz rzadziej i z tego się cieszę, więc chyba wybiorę się na następną taką imprezę a dziś kolejne zdjęcia z soboty.
A to zdjęcie dla tych, którzy tak jak ja, lubią się zamartwiać tym, co będzie. Martwić się nie ma co, bo zawsze się znajdzie...
mimo biegających tłumów i zapominalstwie zrobiłas świetne zdjęcia :) wyjście zapasowe się znalazło;) ja z ostatniego, samotnego plenerku przerzuciłam się na reportażyk rodzinny :)ściskam serdecznie :)))
OdpowiedzUsuńjeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było.. a martwimy się zwykle by to jakoś miało jakość...wyjścia nie ma - no jest wyjście? a żyć trzeba:)
OdpowiedzUsuńLidko, dzięki za pochwałę :) już biegnę do Twojego reportażu.
OdpowiedzUsuńAnonimie, racja, racja... tylko kim Ty jesteś? :)
OdpowiedzUsuńten akurat Anonim, to ja..e-hmm Doris przecież..:)
OdpowiedzUsuńNo ja tak myślałam, ale nie byłam pewna :)
OdpowiedzUsuń