Pogoda sprzyjała leżeniu na plaży, siedzeniu w knajpkach nad brzegiem morza czy leniwemu snuciu się po uliczkach, zakątkach i zakamarkach. Jako osoba obdarzona nadaktywnością wybierałam najczęściej to ostatnie, próbując zobaczyć wszystko to, co wydawało się warte zobaczenia i wpychając swój nosek wszędzie tam, gdzie tylko mogłam to zrobić. Niemniej jednak, pierwsze dni wyjazdu płynęły leniwie. Szum morskich fal uspokajał, słońce opalało, robiło się coraz bardziej wakacyjnie i z każdą minutą coraz bardziej chciało mi się pomknąć na spotkanie z Istambułem, który w mojej wyobraźni urósł do rangi mitycznego i baśniowego miasta. Tymczasem musiałam zadowolić się wycieczką do Nesebaru. Jeszcze w Polsce naczytałam się, że miasteczko jest piękne, bardzo stare, urokliwe i warte zobaczenia, więc apetyt miałam duży. Niestety nie został on zaspokojony. Może i miasteczko jest piękne, ale jego walory skutecznie giną w tłumie turystów, kramów i straganów. Miejscowi nastawieni na szybki i duży zysk nie są zbyt uprzejmi, restauracje drogie i z arogancką obsługą, do zabytków kolejki, bardzo szybko chciałam stamtąd uciekać. Podobne hordy przerabiam latem u siebie i nie jest to klimat, za którym specjalnie tęsknię. Z ulgą przywitałam Sozopol, w którym już drugiego dnia czułam się swojsko i niemal domowo. Wiedziałam dokąd udać się na dobrą kawę, gdzie sprzedają najlepsze ciepłe bułki w mieście i znałam każdą uliczkę. Żałowałam tylko, że nasz gospodarz nie mówi w żadnym znanym mi języku, bo chętnie zapytałabym go o parę rzeczy. Na szczęście taka okazja trafiła się podczas spaceru do nowej częsci miasteczka, kiedy to przysiadł się do nas starszy Bułgar handlujący przetworami owocowymi. Poopowiadał o mieście, zwyczajach, swoich powiązaniach z Polską i o swojej rodzinie. Uprzejmie zdziwił się moim wiekiem i dał mi dziesięć lat mniej. Czyż nie uroczo?
Kiedy już prawie zaczynałam zaprzyjaźniać się z lenistwem, dotarło do mnie, że pora pakować plecak i ruszać w drogę. I pomimo tego, że leżenie na plaży i nicnierobienie nie jest preferowaną przeze mnie formą wypoczynku, szkoda mi było żegnać się z Bułgarią. Lubiłam usiąść wieczorem w tawernie, patrzeć na spotykających się ludzi, na staruszki siedzące z robótkami ręcznymi przed domami, na mężczyzn plotkujących ile wlezie, na bawiące się dzieci, zagryzać to wszystko pyszną rybą, świeżutkimi warzywami i popijać schłodzonym winem. Tylko mastiki nie polubiłam. To już zdecydowanie wolę rakiję. Ale kiedy tylko zamknę oczy widzę skaliste wybrzeże, ciasne, zalane pomarańczowym światłem zachodzącego słońca uliczki, uśmiechniętych ludzi i czuję zapach przypieczonej papryki. I to jest moje wspomnienie o Bułgarii.
Coś dla lubiących plażowanie:
Coś dla lubiących plażowanie:
I dla tych, którzy wolą spacerować po małych uliczkach i uroczych zakamarkach:
Rzeczywiscie uroczy ten Sozopol:) Piekne zdjecia! Ale przeciez nie moglo byc inaczej:) Pozdrawiam:) Fajnie, ze znow jestes:)
OdpowiedzUsuńAgato :) i mnie miło Cię widzieć :) Sozopol polecam każdemu, bardzo fajne miejsce.
OdpowiedzUsuń:)wedle fig - a pewnie, że koniecznie ruszymy we dwie w ich pola...w pola np straganów w Dehli..nie? ...hmm ma klimacik Sozopol..ma:)
OdpowiedzUsuńSadzę, że tez by mi sie chwiolowo takie leniwe nicnierobienie spodobało:) Zdjęcia bardzo. Dokolorywowałaś je?
OdpowiedzUsuńPiękne zdjecia, jak zawsze. Kusisz tą Bułgarią, oj kusisz...
OdpowiedzUsuńZe straganów w Delhi to najbardziej pamiętam kokosy. I jeszcze tego b. miłego pana od przypraw :) Doris, a konkrety jakieś się pojawiły w sprawie wyjazdu?
OdpowiedzUsuńToia, mnie nicnierobienie męczy, wytrzymuję zaledwie chwilę :) Zdjęcia nie są podkoloryzowane, ale miałam dobry filtr polaryzacyjny. Lekko obrobione są, kontrast trochę podkręcony, ale w zasadzie niewiele. Tyle, że z ostrością na blogu jakoś średnio, muszę sprawdzić w ustawieniach, albo zmienić wielkość, kiedy je zmniejszam.
OdpowiedzUsuńDziękuję Czaro :) A Bułgarię polecam każdemu. Byle nie turystyczne Piaski, Brzegi i inne.
OdpowiedzUsuńPięknie, ach cudnie. Az mam łezkę w oczku normalnie:) Ja tam bylam hmm, z 15 lat mialam...nastolatka:) Złote Piaski tez są piękne, tam bylam jako dziecko, nie pamietam nic jedynie tyle co ze zdjęc:)Pozniej czasy sie zmienily i moi rodzice obrali inne kierunki podrózowania,heh.
OdpowiedzUsuńI jeszcze Cie pochwalę, bardzo dobre zdjęcia, rozne... nie nużace, jest i detal i panorama i nocne. Super.
Pozdrowienia :)))
Czarodziejko, rumienię się od pochwał :) Złote Piaski teraz trochę straszą tymi wszystkimi hotelami, pensjonatami i takim typowo turystycznym wyglądem ( chyba, że ktoś lubi dyskoteki i hałaśliwe miejsca ), ale pewnie i tam są urocze zakątki. Pozdrowienia dla Ciebie znad samiutkiego Bałtyku :))
OdpowiedzUsuńzapach pieczonych czuszek nieodmiennie kojarzy mi się z BG. kocham go, przypomniałaś mi i znów zatęskniłam!
OdpowiedzUsuńa pan co opowiadał, pamiętasz? Ciekawa jestem :)
allicja
ps. złote piaski to nie jest prawdziwa BG, ale jeśli ktoś chce zasmakować imprez to miejsce do tego jak najbardziej odpowiednie :)
Ten zapach to będzie mi się śnił zimą :) opowieści dotyczyły życia w dawnej Bułgarii i życia rodzinnego mojego rozmówcy. Fajnie tak usiąść, bez poganiania i słuchać.
OdpowiedzUsuń