poniedziałek, 27 maja 2013

niedziela, 26 maja 2013

Nie wszystko słońce co się świeci...


 

Elka, moja sąsiadka, uwielbia rozmawiać ze mną w dziwnych miejscach. Na przykład w śmietniku. Nie przy śmietniku, tylko w środku, przy kubłach. Mówi, że pewne rzeczy nie mogą czekać. Dzisiaj też, przekrzywiając głowę w lewą stronę zapytała:

- Wiedziałaś, że Wiolka, ta z pierwszego, się rozwodzi?

Nie wiedziałam.

- No tak. Stwierdziła, że jej mąż to totalna dupa i postanowiła go porzucić.

- Ale to przecież ona go zdradziła – zdziwiłam się. – A on jej wybaczył.

- No tak, faktycznie. Przespała się ze świadkiem na własnym weselu. Wyprowadziła od męża na kilka tygodni, ale błagał ją, żeby wróciła, więc postanowiła dać mu szansę. Nie pamiętasz jak chodzili czule objęci, cały czas tylko „ słoneczko i słoneczko, słoneczko to, słoneczko tamto”, porzygać się można było, od razu wiedziałam, że coś tu śmierdzi.

- Elka, TU śmierdzi.

- A coś Ty taka wrażliwa się zrobiła? W ciąży jesteś? – zaśmiała się z własnego dowcipu. – No i wyszło to szydło. Kochanek się ocknął, przyjechał do mężusia, po mordach sobie dali, ale w sumie nie dogadali się. To poszli do Wiolki. Że ma wybierać. A Wiolka im na to, żeby jej dali spokój, bo to nie jej problem. Trzeba przyznać, ma dziewczyna klasę.

- Nawet kilka.

- Co kilka? Kilku chyba. Bo okazało się, że ona jeszcze jednego gdzieś tam ukrywa. A od męża odchodzi, bo stwierdziła, że skoro pozwolił jej wrócić po tym ślubnym numerze, to dupa z niego, nie facet. I wiesz co, ma rację dziewczyna.

- Elka, weź się opanuj, z czym ma rację?

- No ze wszystkim. Pomyśl tylko, takie światowe życie tutaj, na naszym osiedlu. Mąż, kochanek, potem drugi kochanek, rozwód… - Elka się rozmarzyła. – Ja to jej zazdroszczę, wszyscy o niej mówią.

- A jej mąż?

- Co jej mąż?

- No co z nim? Przecież to fajny facet.

- A tam fajny, dupa nie fajny. Nie wszystko słońce co się świeci moja droga, w tym wieku powinnaś to już wiedzieć.

- Niby racja – pomyślałam nad kubłem.
 
 

sobota, 4 maja 2013

Schodzę na dół. Schody skrzypią lekko, zaciskam zęby, chociaż wiem, że i tak nie da się ich ominąć. Siedzą na wprost zejścia. Milczą. Nieprzyjaźnie, oskarżycielsko. Czekają. Nie wiem co im powiedzieć. Nie mam ochoty niczego wyjaśniać, tłumaczyć, opowiadać. I tak wyrok został już wydany.
W końcu jedna z nich atakuje. Niby miękko, z troską w głosie, ale jednak lekko kpiąco, z udawanym współczuciem:
- Kochana, no i jak było? Udała ci się randka?
Mam ochotę uciec, udać że nie słyszałam. Ale wiem, że to nic nie da. Będą drążyć i drążyć, nie odpuszczą. Nie mogą stracić takiej okazji, nie wiadomo kiedy powtórzy się kolejna. A w ich sytuacji trzeba być rozsądnym. Roztropnym. Mądrze wyłuskiwać cenne chwile, sycić się nimi, wysysać i pamiętać. Tak, to jest właściwe.
- No dalej, czekamy. A cóż ty jesteś taka blada? Nie udało się spotkanie?
Mężatki. Kwoki. Matki. Gatunek lepszy, doskonały. Idealny. Wszystko wiedzą, wszystko widziały, niepytane sprzedadzą ci najlepsze rady. Możesz liczyć na ich zainteresowanie i litość. Uprzedzą cię, że mężczyźni to gatunek gorszy, podły, skarlały mentalnie i psychicznie. Ochronią, żebyś przypadkiem nie trafiła tak źle jak one. Bo one wiedzą. Ooooo taaaak..., wiedzą doskonale jakie to poświęcenie być matką i żoną. Ileż pracy trzeba włożyć, ile się trzeba natyrać, naharować i w zamian nie ma się za grosz zrozumienia. Mąż oszukuje, tylko patrzy jak się zerwać do kolegów, dzieci całymi dniami poza domem. A one na straży ogniska domowego, miru, który bez nich by nie istniał. Zawsze gotowe, wiecznie nieszczęśliwe. Jak im odmówić tej małej chwili satysfakcji? No jak?
Na szczęście, zanim zdążę otworzyć usta, słyszę warkot silnika i dźwięk telefonu.
- Filip przyjechał - uśmiecham się promiennie. - Opowiem wam wieczorem. O ile wrócę.
Niemal słyszę jęk zawodu.
 
Weekend spędziłam z przyjaciółkami.
 
 
 

środa, 1 maja 2013

Lisbon story - cz.2

To miasto, po którym zdecydowanie najlepiej jest włóczyć się bez celu. Pozwolić uwieść, odkrywać powoli, zaglądać pod podszewkę. Zgubić się w krętych uliczkach, przysiąść na krawężniku, wypić espresso w małym barze, zagryźć tartą, później sardynki, wino verde, znowu kawa, słońce, wietrzyk, wolność, szczęście.
Zresztą... popatrzcie sami.