piątek, 25 stycznia 2013

Jakoś mi dramatycznie

Jak na tym zdjęciu. Za dużo wszystkiego, same kontrasty, chaos i zapowiedź niezłej zawieruchy. Ale na szczęście, po każdej burzy przychodzi spokój.
To ja sobie, proszę państwa, przycupnę w kąciku i poczekam.

wtorek, 22 stycznia 2013

przed siebie... ale może niezbyt daleko

Macie tak czasem, że z chęcią wsiedlibyście do pociągu/auta/samolotu i zatrzymali się daleko, tam gdzie nikt nie zna i niczego nie chce? No więc ja tak mam, nawet często. Ale zdarza się i tak, że wsiadam w samochód i kręcę się po dobrze znanej mi okolicy tak długo, aż wróci spokój. Jakby ta pewność, że wiem co za zakrętem, pozwalała chaosowi we mnie znaleźć odpowiednie przegródki, pozwoliła myślom wskoczyć na właściwe tory, porządkowała to, czego sama nie umiem uporządkować.
A dziś... dziś leżę pod nepalskim pledem i wspominam tram nr 28. Z chęcią spędziłabym w nim najbliższy tydzień.

 
 

niedziela, 20 stycznia 2013

Tak mi się marzy...

Po szaleństwach weekendowych pozostało wspomnienie. Szmaragdowa wisi w szafie, kolczyk jeden gdzieś tam, samotnie na komodzie, zalega, szpilki w równym rządku prężą, się czekając na kolejne wyjście a ja zalegam na sofie z maseczką na twarzy. Nic nie muszę, nigdzie się nie spieszę, nic mi się nie chce. Chociaż, tak naprawdę to mi się chce. Marzy mi się pójść wolnym spacerkiem z Alfamy na Praça do Comércio, usiąść w słońcu, wypić espresso i zagryźć tartą cytrynową z bezą. Opcja w sam raz na leniwą niedzielę.
 
 
 
 
 
 

wtorek, 15 stycznia 2013


Stał w przejściu, uśmiechał się i milczał. Wyglądał, jakby zastanawiał się czy warto podejść, czy też może usiąść przy innym stoliku i nie męczyć zbędną dyskusją. Sama nie wiedziałam, które wyjście będzie lepsze. Ale coś w środku, pewnie próżność, mówiło „mnie wybierz, mnie!”.  Dokonał w końcu wyboru i leniwie, jakby z lekkim wahaniem podszedł do mojego stolika. Uśmiechnął się szeroko, podał mi rękę, usiadł i po chwili milczenia zapytał:

- Wciąż go kochasz?

Przestałam być głodna.
 

piątek, 11 stycznia 2013

pod światło


Pytają mnie czasem ludzie jak to jest przeżyć własną śmierć? Rozsypać się a później poskładać i funkcjonować dobrze, może nawet lepiej niż kiedyś.

Nie wiem. Nie pamiętam innego życia. Tego wcześniejszego, z normalnymi powrotami do domu, z tęsknotą za drugim człowiekiem, z obiadami, kolacjami, wspólnym czytaniem przed zaśnięciem, drugą szczoteczką w kubku, złością na spóźnienia, zrzędzeniem na papierosy, z chęcią dzielenia się światem, obrazami, myślami, wszystkim. Podobno byliśmy jednością. Nie pamiętam.

Jeśli ktoś jest szczególnie dociekliwy, to zdarza się, że decyduję się na wysiłek. Wyciągam z głębin fragmenty czegoś, co podobno było moim życiem a nawet nie jestem pewna czy rzeczywiście jest moją przeszłością. Wszystkie kanciaste, nieforemne, nie pasujące do siebie kawałki układanki. Oblepione mazią, którą trochę zeskrobuję a trochę udaję, że jej nie ma. Czasy, kiedy próbowałam ją zedrzeć, trąc aż do krwi pod paznokciami, odeszły. Może nigdy ich nie było? Bywa też tak, że coś wyrwie mi się samoistnie, bez zastanowienia, ot anegdota taka i dopiero po chwili świdruje mi w umyśle, że to moje życie, to je właśnie opowiadam. Za każdym razem mnie to dziwi.

Buduję swoją przeszłość od siedmiu lat. I wciąż nie wiem jaka jest. Zupełnie jakbym patrzyła pod światło i widziała jedynie niewyraźne kontury. Nic, czego można się uchwycić.
 

poniedziałek, 7 stycznia 2013

zwątpienie

Nie wiem czy to przesilenie jakieś, czy wina pogody, czy czego tam jeszcze, ale mam dość ludzi. Nie wszystkich, ale zdecydowanej większości. Nie rozumiem zawiści, bezinteresownej radości z cudzego nieszczęścia, tego zacierania rąk w ukryciu. Zdarza mi się zazdrościć, ale przez chwilę i raczej motywuje mnie to do działania niż do życzenia komuś źle. Umiem się cieszyć czyimś szczęściem, czasem bardziej niż własnym. Ludziom, których lubię życzę dobrze, reszta mnie nie obchodzi. Żeby nie było, żem ideał, jest osobnik, któremu życzę paskudnie, ale mówię o tym głośno i nie udaję, że jest inaczej. Tymczasem ostatnio ze wszystkich stron zalewają mnie strugi złorzeczenia, złości, zawiści takiej, że aż z przytupem. I chociaż nie wyglądam, bo skorupę mam zacną, to przestaję mieć na to siłę.
Człowieku, daj znać, że jesteś.