poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Landrynkowo

Wystarczy spojrzeć na zdjęcia i wszystko ( a przynajmniej tytuł posta ) staje się jasne :) Osobiście średnio lubię taką estetykę, ale niech tam...






niedziela, 29 sierpnia 2010

Pożegnanie lata

Powoli odchodzi lato. Sierpień pachnący gruszką ustępuje miejsca wilgotnym mgłom, czerwieni jarzębiny, rześkim porankom i chłodnym wieczorom. Morze zmienia garderobę, letnie błękity zostają zastąpione przez stonowane szarości, fale wyglądają jak stal wymieszana ze srebrem. Natura zwalnia bieg. A ja zapadam się w fotelu, w knajpce z widokiem na pustą plażę i delektuję gorącą czekoladą. Może być z dodatkiem gruszki.



czwartek, 26 sierpnia 2010

Tak jak w kinie...

Czasem chciałabym móc wyświetlić moje życie. Klatkę po klatce. Zobaczyć je jeszcze raz, z różnych punktów, przyspieszać, zwalniać, zatrzymać wzrok na niektórych ujęciach. Wziąć nożyczki, wycinać, sklejać, tworzyć nową rzeczywistość, zmieniać kolejność, koloryt. Pewne kadry wyostrzyć, inne rozmyć. Mieć pewność, że ta ja jestem reżyserem.

A przecież robię to codziennie, przepuszczam wspomnienia przez projektor pamięci.








poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Czarno-biało

Od zawsze mam tak, że strasznie się wściekam, kiedy coś mi się nie udaje. A ujarzmienie tych dwóch kolorów kosztuje mnie naprawdę sporo. Ale się nie poddam.




czwartek, 19 sierpnia 2010

wtorek, 17 sierpnia 2010

Szaro-buro

Coraz bliżej do klimatów takich, jak na zdjęciu. Powiem szczerze, że do tego tęsknię. Po tym, jak dziś próbowałam przez pół godziny zaparkować a później przez kolejne pół stałam w kolejce, zapragnęłam, żeby nad morze przyszła jesień.

Jeszcze kilka dni...


sobota, 14 sierpnia 2010

Witaj przygodo!

Powoli, powoli zaczyna krystalizować się plan wyprawy. Do moich ukochanych bliskowschodnich klimatów dołączyły dziś Bałkany. Albowiem lecimy do Bułgarii i dopiero stamtąd, po kilku dniach słońca, piachu, małych portowych mieścinek, taniego wina i wypoczynku, drogą lądową przemieścimy się do Turcji. A co potem to się zobaczy. Jak dla mnie na pewno baklawa, najlepszy przysmak świata. Zamierzam jeść i tyć. Marzą mi się bazary, plątanina uliczek, małe stoliczki, przy których można przysiąść, napić się aromatycznej, piekielnie gorącej i bardzo słodkiej kawy, zapalić shishę, zapomnieć o czasie, czuć szczęście w koniuszkach palców, być blisko z całkiem obcymi ludźmi i wiedzieć, że nie ma nic piękniejszego niż życie w drodze.






Jak widać nawet w tym ludzkim tyglu można znaleźć miejsca, w których można cieszyć się tylko swoim własnym towarzystwem.


Przynajmniej chwilowo.

 





czwartek, 12 sierpnia 2010

Nie cierpię Photoshopa

Nie tylko dlatego, że wciąż jest mi trudno w nim się poruszać, ale także, a w zasadzie głównie dlatego, że obserwuję ostatnio masę zdjęć podrasowanych tak, że trudno w nich dostrzec to, co było punktem wyjścia. Nie lubię takiej fotografii, nie zgadzam się nawet na to, by nazywać to fotografią. Dla mnie to grafika komuterowa, może mi się nawet podobać, ale z fotografią ma niewiele wspólnego. Tymczasem, jakby na złość, uczę się obsługiwać PS. W dzisiejszych czasach to niezbędne narzędzie pracy. Wmawiam sobie, że po to się uczę, żeby umieć z niego korzystać tak, by nie było tego widać na zdjęciach. No jakoś się muszę pocieszać, prawda?

Jako, że jestem chwilowo uziemiona i nijak nie mogę wyrwać się w plener, podrzucam coś z archiwów jesiennych. Oto nadmorska, powakacyjna laba...



No dobrze, chyba mnie wciągnęło... Ale dalej twierdzę, że zdjęcie powinno wyglądać jak zdjęcie ( ot, mądrość ) a nie jak wytwór rodem z matrixa. Tymczasem, dla porównania, fotka po edycji:


Idealnie nie jest, ale... będzie :) obiecuję.

wtorek, 10 sierpnia 2010

Orient

Decyzja podjęta. Pamięć podsuwa obrazy minaretów, bazarów, palarni shishy, wrzeszczących sprzedawców, ciekawskich spojrzeń i przekonania, że jestem najpiękniejszą blondynką świata :) Istambuł, tak blisko Syrii, z którą łączą się tylko dobre wspomnienia.

niedziela, 8 sierpnia 2010

Stróż

Jednak zaświeciło słońce, najwyraźniej mój anioł stróż czuwa.


















Więcej postów dziś nie będzie. Obiecuję :)

Leżę sobie

Leżę i odpoczywam. Dopadło mnie jakieś choróbsko, ale tak naprawdę to chyba organizm po prostu upomniał się o siebie i zastrajkował w celu naładowania baterii. Zakopałam się więc grzecznie w łóżku, obłożyłam czytadłami i filmami i dochodzę do siebie. Staram się zbyt dużo nie myśleć, nie dłubać w problemach, czas przyniesie rozwiązanie.

Myślami wracam do Indii. Zapewne za sprawą obejrzanego "Rikszarza" i czytanego "Shantaram" wracają obrazy, smaki, kolory. Ta przedziwna indyjska rzeczywistość, tętniąca wszystkimi zmysłami, wciągająca tak bardzo, że już zawsze ma się wrażenie, że zostawiło się tam jakąś część siebie. Indie żyją. Żyją intensywnie, sprawiając wrażenie pośpiechu, choć często okazuje się, że jest na odwrót, że wszystko tutaj toczy się niespiesznie, niczego się nie przyspiesza, wszystko ma właściwy czas. Ten kraj męczy, ale fascynuje, z każdym spędzonym tam dniem coraz bliższa staje się ta plątanina emocji, zmysłów, ludzkich losów, czegoś, co jest esencją życia.

Czasem chciałabym tak bardzo nie tęsknić. Może wtedy nie gnałoby mnie w świat, nie miałabym wrażenia, że muszę czegoś szukać, że wciąż i wciąż od nowa chce mi się odkrywać ludzi, inne kraje, samą siebie. A czasem mam ochotę spakować się w mały plecak i tak po prostu ruszyć w podróż...

"Rikszarz" okazał się filmem ckliwy, tkliwym i jednak wzruszającym. Dzięki niemu śniły mi się dziś wszystkie kolory i smaki Wschodu. I tylko utwierdzam się przekonaniu, że Istambuł to dobry kierunek na najbliższą wyprawę.



piątek, 6 sierpnia 2010

Zaklinam rzeczywistość

Bardzo proszę, żadnych więcej chorób, śmierci i kryzysów, bo po prostu nie dam rady... Na zaczarowanie kamienie, podobno niosą w sobie dobrą energię.


czwartek, 5 sierpnia 2010

Jesienna dziewczyna

Wychodzi ze mnie miłość do jesieni. Uwielbiam szeleszczące liście pod stopami, rześkie powietrze poranka, dymy snujące się nad ziemią, puste plaże, długie wieczory z kubkiem herbaty, ciepłym pledem i książką. Jesień to czas zbiorów, egzamin z tego, co zasialiśmy. Od kilku lat staram się zasiewać spokój i lubię jego plony.

Zatęskniłam dziś do jesieni. Dla mnie mogłoby być już tak:


Wiem, wiem... jestem odosobniona w swych pragnieniach i pewnie nie raz bedę marudzić, że zimno, plucha, z domu się nie chce wychodzić. Ale dziś naprawdę tęsknię za mglistymi wieczorami, którymi, choć to paradoks, można się otulić jak najcieplejszym ze swetrów.

środa, 4 sierpnia 2010

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

"Fotodej" 3.0

Impreza plenerowa w moim mieście. Do obstrzału i prześwietlenia przeznaczono stary spichlerz stojący w porcie. Wyobraźnia, zapewne podsycona dziecięcymi lekturami, podsunęła ciemne wnętrza, pełne tajemniczych zakamarków i ukrytych skarbów. Rzeczywistość, delikatnie mówiąc, lekko się rozminęła z wyobraźnią. Ale nic to, pozwolono nam buszować po wielkich, opuszczonych i niszczejących wnętrzach oraz wdrapać się na dach i stamtąd zrobić piękne zdjęcia portu. Ważne, że można było dotrzeć do miejsca, które normalnie jest niedostępne dla osób postronnych.

Jak dla mnie, to było zbyt dużo ludzi. Ponad pięćdziesiąt osób biegających z aparatami i wchodzącymi sobie wzajemnie w kadr, zagadujących się i zastanawiających czy nie "kradną" sobie dobrych ujęć. Byłam tym zmęczona. Najbardziej lubię kiedy jestem ja i obiektyw, mam czas, mogę się skupić, zastanowić. Ale z drugiej strony jest to świetna lekcja jak robić zdjęcia w niesprzyjających warunkach. Oczywiście wciąż zapominam o ISO, zmianie naświetlania, etc., ale coraz rzadziej i z tego się cieszę, więc chyba wybiorę się na następną taką imprezę a dziś kolejne zdjęcia z soboty.


A to zdjęcie dla tych, którzy tak jak ja, lubią się zamartwiać tym, co będzie. Martwić się nie ma co, bo zawsze się znajdzie...

niedziela, 1 sierpnia 2010

Moje miasto

Wybrałam się wczoraj na "fotodeja". Wnioski może jutro. Dziś rzut oka na moją mieścinę z trochę innej perspektywy.