czwartek, 7 marca 2013

na początku było Buenos

Było jeszcze i na końcu i to w zupełnie innym wydaniu, bo pierwsze dwa dni spędziłam w lekkim galopie przez miasto, za to dwa ostatnie delektując się nim i wchodząc nieco głębiej niż turystyczna podszewka. Miasto jest tak naprawdę bardzo europejskie ( cóż za egocentryzm..., niemniej takie odniosłam wrażenie ), nie ma tego co kocham w Azji - uderzania po wszystkich zmysłach zaraz po opuszczeniu stóp na płytę lotniska. Ale to pozornie europejskie miasto potrafi zaskoczyć i zachwycić. Dziś kolory, czyli Republika de La Boca.
 









 

 

4 komentarze:

  1. kolory musiały Cie porazić po polskiej, szarej zimie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dodały mi energii, nawet teraz po powrocie wciąż mam jej pełno :)

    OdpowiedzUsuń