niedziela, 21 kwietnia 2013

Kościół był mały, malutki. Osadzony na zboczu cmentarnym miał dobry widok na pobliskie miasteczko i wijącą się w oddali rzekę. Pachniał modrzewiem, słońcem, kadzidłem. Jego nagrzane deski oddawały ciepło leniwie, powoli. Mogłam w nim siedzieć godzinami. Miał w sobie to coś, co powodowało, że czułam się bezpiecznie, czas zwalniał, świat przestawał pędzić a ja mogłam się zanurzyć w kadzidlanym dymie i pozwolić swoim myślom dryfować swobodnie.
Zatrzymywałam się w nim kiedy jechałam do domu. Ale tylko latem. Zimą podziwiałam go z daleka. Pozdrawiałam zwalnijąc auto i jechałam dalej. Bałam się rozczarowania, jakbym uważała, że tylko senna, upalna atmosfera tego miejsca jest w stanie przynieść mi ukojenie.
Chyba zawsze byłam w nim sama, czasem zdarzało się, że spotykałam krzątające się w cmentarnych alejkach kobiety, ale one nigdy nie wchodziły do kościółka. Pozdrawiałyśmy się uśmiechami lub kiwnięciem głowy. Nie zatrzymywałam się, żeby z nimi porozmawiać. Należały do innego świata i nie chciałam psuć sobie wyobrażenia o nim konfrontując go z rzeczywistością. Tak było lepiej.
 
Czasem myślę, że lepiej jest nie wiedzieć. Pozostawić rzeczy ich wlasnemu biegowi. Nie wracać do przeszłości, nie próbować niczego wyjaśniać. Skoro coś się nie zdarzyło, to najwyraźniej tak miało być. Próby odtworzenia tamtych zdarzeń, uśmiechów, spojrzeń zawsze zakończą się niepowodzeniem.
Tylko dlaczego jest mi tak żal?
 
 

2 komentarze:

  1. bo się nie da;) żal, bo dotyka bezsiła wobec niemożliwego już.. pees: taka palemka wlasnie mi padla, po 17stu latach, a wychodowana z pestki przywiezionej z podrozy poslubnej z Barcelony..kadr piekny, ma w sobie wszystko co mnie dziś trzyma

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, na palemkę to już czas był najwyraźniej ;) A poważnie... to wiem, że szkoda. Ale na szczęście to oznacza, że robi się miejsce na nowe.

    OdpowiedzUsuń