sobota, 26 lutego 2011

Skaza

Mam w sobie taką skazę, która powoduje, że nawet w najbardziej radosnych momentach mego życia, gdzieś tam w głębi pika smutek. Malutki, prawie niewidoczny a jednak uwiera jak ziarenko piasku. Potrafi się przyczaić, ledwie tlić i już, już, wydaje się, że go nie ma a tymczasem ujawnia się z dużą siłą w najmniej spodziewanych momentach. Kiedyś z nim walczyłam, później udawałam, że go nie ma, teraz go akceptuję i to jest chyba najlepsze, co mogłam zrobić.
Tak sobie myślę, że to przez ten smutek pokochałam wnętrza starych kościołów, mroczne kapliczki a nade wszystko świątynie wschodniego obrządku. Lubię ich półmrok, zapach kadzidła, śpiewy mnichów, ciszę i spokój. Zachwyca mnie przepych zdobień, misterność ikon. Potrafię pół dnia spędzić w takim miejscu. Czasem wydaje mi się, że wewnętrzne ukojenie znaleźć mogłabym jedynie w zaciszu klasztoru. Ale pewnie się mylę. Wiem jednak, że takie świątynie i góry, to jedyne miejsca, w których nie gnam, zatrzymuję się, jestem.
Nie mam z tych miejsc dobrych zdjęć, w części nie można było ich robić, tam gdzie mogłam, nie miałam obecnego sprzętu. Pokazuję więc to, co mam, są to bardzo bliskie mi miejsca i chętnie bym do nich wróciła.


 






16 komentarzy:

  1. piękna Grecja w ost. zdjeciu:)))m

    OdpowiedzUsuń
  2. a tam, jaka skaza, ten typ tak ma po prostu. I... nie przesadzaj z tym klasztorem ;) Pozdroofka. Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech... najbliższe mi osoby noszą w sobie jakiś smutek nienazwany... melancholię subtelną... jak Ty. Kocham ich całym sercem i wielokrotnie zasmucali mnie swoim stanem, szukaliśmy rozwiązania, wyjścia...ale akceptacja i oswojenie przez nich tegoż ziarenka pozwoliła im zaznać troszkę spokoju, a mi się nie martwić, i myślę, że to właściwa droga. Ten smutek jest ich częścią, składa się na właśnie tego człowieka i walka z nim to jak walka z wiatrakami...
    Też uwielbiam świątynie... czas ma tam inny wymiar:DDD oddech inną głębie:D

    OdpowiedzUsuń
  4. To ostatnie zdjęcie bardzo wymowne Greto.
    Pozdrawiam!
    O.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kto był, ten wie :) Prawda? :DDD

    OdpowiedzUsuń
  6. Aga, ściągnęłam Cię dziś myślami :))) O klasztorze myślę cyklicznie, ale jak widać, nic z tego ;)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  7. Sydonia, masz rację, to jak walka z wiatrakami, nie ma sensu.
    Bardzo lubię odwiedzać różne świątynie kiedy nikogo innego w nich nie ma. Jestem tylko ja i On. Zdecydowanie wolę to od uroczystości kościelnych.

    OdpowiedzUsuń
  8. Obieżyświatko, ja uwielbiam tę biel i błękit.

    OdpowiedzUsuń
  9. tak, niezwykłe to miejsca...
    to kolorowe malowidło św. jerzego też mam na zdjęciu :)
    a smutek... może to nie smutek tylko melancholia? i mnie nie jest ona obca. ujawnia się czasem gdy patrzę na starego człowieka, choćby wczoraj, albo w pięknych miejscach. po prostu jest i już...

    OdpowiedzUsuń
  10. :) ..dusze bizantyjskie tak mają..po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie wzruszyło pierwsze zdjęcie. Kiedy byłam w Grecji długo stałam przy tych świeczkacha wokół mnie kłębiły się wszystkie pozostawione tam marzenia i życzenia.
    Taki mały smutek jest dobrym objawem. Poprzez niego bardziej można czuć radość. Nie wiem czy wiesz, że do owocowych zup dodaje się szczyptkę soli i pieprzu, żeby wydobyć z nich smak!
    Chyba każdy nosi w sobie taki smuteczek, tylko nie kazdy go rozpoznaje.

    OdpowiedzUsuń
  12. takie miejsca muszą po prostu być :)pozdrawiam poniedziałkowo :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ala, w sumie to dobrze, że ktoś rozumie to uczucie, bo ma podobnie :) Malowidło z Twoich ukochanych stron.

    OdpowiedzUsuń
  14. Doris... powiadasz, że tak? Witaj w klubie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Emko, przykład zupy bardzo mi się spodobał - dziękuję Ci za niego.
    Te świeczki mają coś w sobie, też się nie mogę od nich oderwać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Lidko, bez nich byłoby tylko smutno i pusto.
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń