czwartek, 14 października 2010

Przystanek Sozopol

Pogoda sprzyjała leżeniu na plaży, siedzeniu w knajpkach nad brzegiem morza czy leniwemu snuciu się po uliczkach, zakątkach i zakamarkach. Jako osoba obdarzona nadaktywnością wybierałam najczęściej to ostatnie, próbując zobaczyć wszystko to, co wydawało się warte zobaczenia i wpychając swój nosek wszędzie tam, gdzie tylko mogłam to zrobić. Niemniej jednak, pierwsze dni wyjazdu płynęły leniwie. Szum morskich fal uspokajał, słońce opalało, robiło się coraz bardziej wakacyjnie i z każdą minutą coraz bardziej chciało mi się pomknąć na spotkanie z Istambułem, który w mojej wyobraźni urósł do rangi mitycznego i baśniowego miasta. Tymczasem musiałam zadowolić się wycieczką do Nesebaru. Jeszcze w Polsce naczytałam się, że miasteczko jest piękne, bardzo stare, urokliwe i warte zobaczenia, więc apetyt miałam duży. Niestety nie został on zaspokojony. Może i miasteczko jest piękne, ale jego walory skutecznie giną w tłumie turystów, kramów i straganów. Miejscowi nastawieni na szybki i duży zysk nie są zbyt uprzejmi, restauracje drogie i z arogancką obsługą, do zabytków kolejki, bardzo szybko chciałam stamtąd uciekać. Podobne hordy przerabiam latem u siebie i nie jest to klimat, za którym specjalnie tęsknię. Z ulgą przywitałam Sozopol, w którym już drugiego dnia czułam się swojsko i niemal domowo. Wiedziałam dokąd udać się na dobrą kawę, gdzie sprzedają najlepsze ciepłe bułki w mieście i znałam każdą uliczkę. Żałowałam tylko, że nasz gospodarz nie mówi w żadnym znanym mi języku, bo chętnie zapytałabym go o parę rzeczy. Na szczęście taka okazja trafiła się podczas spaceru do nowej częsci miasteczka, kiedy to przysiadł się do nas starszy Bułgar handlujący przetworami owocowymi. Poopowiadał o mieście, zwyczajach, swoich powiązaniach z Polską i o swojej rodzinie. Uprzejmie zdziwił się moim wiekiem i dał mi dziesięć lat mniej. Czyż nie uroczo?
Kiedy już prawie zaczynałam zaprzyjaźniać się z lenistwem, dotarło do mnie, że pora pakować plecak i ruszać w drogę. I pomimo tego, że leżenie na plaży i nicnierobienie nie jest preferowaną przeze mnie formą wypoczynku, szkoda mi było żegnać się z Bułgarią. Lubiłam usiąść wieczorem w tawernie, patrzeć na spotykających się ludzi, na staruszki siedzące z robótkami ręcznymi przed domami, na mężczyzn plotkujących ile wlezie, na bawiące się dzieci, zagryzać to wszystko pyszną rybą, świeżutkimi warzywami i popijać schłodzonym winem. Tylko mastiki nie polubiłam. To już zdecydowanie wolę rakiję. Ale kiedy tylko zamknę oczy widzę skaliste wybrzeże, ciasne, zalane pomarańczowym światłem zachodzącego słońca uliczki, uśmiechniętych ludzi i czuję zapach przypieczonej papryki. I to jest moje wspomnienie o Bułgarii.


Coś dla lubiących plażowanie:




I dla tych, którzy wolą spacerować po małych uliczkach i uroczych zakamarkach:




















I jeszcze skaliste brzegi:



Plażowa knajpka - nie ma to jak w Casablance :)


Strażnicy bułgarskich domostw:



Ostatni rzut oka na Sozopol:



12 komentarzy:

  1. Rzeczywiscie uroczy ten Sozopol:) Piekne zdjecia! Ale przeciez nie moglo byc inaczej:) Pozdrawiam:) Fajnie, ze znow jestes:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Agato :) i mnie miło Cię widzieć :) Sozopol polecam każdemu, bardzo fajne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  3. :)wedle fig - a pewnie, że koniecznie ruszymy we dwie w ich pola...w pola np straganów w Dehli..nie? ...hmm ma klimacik Sozopol..ma:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sadzę, że tez by mi sie chwiolowo takie leniwe nicnierobienie spodobało:) Zdjęcia bardzo. Dokolorywowałaś je?

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne zdjecia, jak zawsze. Kusisz tą Bułgarią, oj kusisz...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ze straganów w Delhi to najbardziej pamiętam kokosy. I jeszcze tego b. miłego pana od przypraw :) Doris, a konkrety jakieś się pojawiły w sprawie wyjazdu?

    OdpowiedzUsuń
  7. Toia, mnie nicnierobienie męczy, wytrzymuję zaledwie chwilę :) Zdjęcia nie są podkoloryzowane, ale miałam dobry filtr polaryzacyjny. Lekko obrobione są, kontrast trochę podkręcony, ale w zasadzie niewiele. Tyle, że z ostrością na blogu jakoś średnio, muszę sprawdzić w ustawieniach, albo zmienić wielkość, kiedy je zmniejszam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję Czaro :) A Bułgarię polecam każdemu. Byle nie turystyczne Piaski, Brzegi i inne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie, ach cudnie. Az mam łezkę w oczku normalnie:) Ja tam bylam hmm, z 15 lat mialam...nastolatka:) Złote Piaski tez są piękne, tam bylam jako dziecko, nie pamietam nic jedynie tyle co ze zdjęc:)Pozniej czasy sie zmienily i moi rodzice obrali inne kierunki podrózowania,heh.
    I jeszcze Cie pochwalę, bardzo dobre zdjęcia, rozne... nie nużace, jest i detal i panorama i nocne. Super.
    Pozdrowienia :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Czarodziejko, rumienię się od pochwał :) Złote Piaski teraz trochę straszą tymi wszystkimi hotelami, pensjonatami i takim typowo turystycznym wyglądem ( chyba, że ktoś lubi dyskoteki i hałaśliwe miejsca ), ale pewnie i tam są urocze zakątki. Pozdrowienia dla Ciebie znad samiutkiego Bałtyku :))

    OdpowiedzUsuń
  11. zapach pieczonych czuszek nieodmiennie kojarzy mi się z BG. kocham go, przypomniałaś mi i znów zatęskniłam!
    a pan co opowiadał, pamiętasz? Ciekawa jestem :)
    allicja
    ps. złote piaski to nie jest prawdziwa BG, ale jeśli ktoś chce zasmakować imprez to miejsce do tego jak najbardziej odpowiednie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten zapach to będzie mi się śnił zimą :) opowieści dotyczyły życia w dawnej Bułgarii i życia rodzinnego mojego rozmówcy. Fajnie tak usiąść, bez poganiania i słuchać.

    OdpowiedzUsuń