piątek, 28 stycznia 2011

Kolejny Photo Day

Mam kilka wspomnień z dzieciństwa, do których lubię wracać. Jednym z nich jest wspomnienie późnych piątkowych wieczorów, kiedy cała młodzież z mojego miasteczka szła do lokalnego piekarza po rogale. Stało się w kolejce i wymieniało nieśmiałe spojrzenia z miejscowymi przystojniakami, plotkowało z koleżankami, zaśmiewało z żartów opowiadanych przez kolejkowych zabawiaczy. A chwilę później wciągało w nozdrza zapach gorących rogali posypanych makiem. Jeszcze w drodze do domu odrywało się kawałek po kawałku i naciskało zębami na chrupiacą skórkę, by kilka minut później smarować złocisty środek świeżym masłem i aromatycznym, owocowym dżemem. Lubiłam patrzeć na rozpływające się na ciepłym jeszcze rogaliku masło, lubiłam nawet to, kiedy maślana strużka spływała mi po brodzie. Nawet dziś, kiedy zamknę oczy, przypominam sobie zapach i smak tamtych rogali.
Z maślanymi księżycami konkurować mógł tylko chleb, po który chodziłam z siostrą co sobotę, do innej niż ta piątkowa, piekarenki. Droga była dość odległa, ale chleb był wart tego, żeby ją przebyć. Brązowo-złoty, błyszczący, ze skórką trzaskającą pod naporem noża. Dla podkreślenia swej doskonałości potrzebował jedynie odrobiny masła i soli. Pachniał tak, że kręciło się w głowie.

Może moje wspomnienia są subiektywne. Z całą pewnością są. Może, a raczej na pewno, jadłam lepszy chleb i rogale niż te, o których tu mowa. Dla mnie jednak, pozostaną one na zawsze idealne i kojarzyć mi się będą z ciepłem, bezpieczeństwem i miłością. Czasem, kiedy przechodzę koło jakiejś piekarni, łapię ulotny zapach tamtych chwil i przez moment wydaje mi się, że czas się cofnął...

Co to ma wspólnego z Photo Day'em? Ano to, że odbył się w starym młynie, czyli tam, gdzie chleb ma swój początek.
Budynek z zewnątrz był niezbyt ciekawy, za to w środku mieścił pełno cudeniek do obróbki ziarna i wyrobu mąki. Ale nie wymagajcie ode mnie, żebym wyjaśniała to ze szczegółami. Ja się po prostu zachwycałam formą tych przedmiotów.












8 komentarzy:

  1. Ale ciekawe!:) I tak plastycznie opisane, że mam ochotę na taki chrupiący chleb.
    Zdjęcia jak z innej bajki Greto :)
    O.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jedna z zalet tego typu imprez, że można dostać się do miejsc, które normalnie są pozamykane. W ten sposób udało mi się m.in. obejrzeć wnętrze nieistniejącego już obecnie kina, porozmawiać z najstarszym w Polsce operatorem, zajrzeć za ekran i zapytać o wszystko, czego byłam ciekawa.
    Obieżyświatko, ja też mam chętkę na taki chleb. Idę sobie zrobić śniadanie :)
    Miłej soboty!

    OdpowiedzUsuń
  3. te woreczkowe dozowniki świetne! i ta atmosfera przysypana mącznym pyłem :))) miłego weekendu z chrupiącymi rogalami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeździłam z dziadkiem do takiego młyna, ale wówczas najbardziej fascynowało mnie koło, na zewnątrz:)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja pamiętam, że na długiej przerwie przywozili do szkoły "kołaczyki". To były drożdżówki z serem, których smak zapadł mi w pamięć jako wyjątkowy, zwłaszcza, że nie było wtedy jeszcze żadnych sklepików w szkołach, a żeby zdobyć kołaczyka, trzeba było stawić czoła ogromnym uczniom ze starszych klas...
    A smak chleba odkryłam niedawno podobnie, dzięki mojej diecie. Już nie tęsknię za bagietkami i nie wyobrażam sobie dnia bez prawdziwego żytniego razowca na zakwasie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Lidko, dobrze że chociaż Ty wiesz, co jest na tych fotach :D
    Bardzo fajne są takie stare miejsca, ze specyficznym, zupełnie niedzisiejszym klimatem.
    Tobie super ferii życzę :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Toia, tu właśnie koła nie było :( A marzy mi się taki stary, piękny młyn nad rzeką. Chyba nawet wiem, gdzie go szukać, ale poczekam do wiosny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czaro, te smaki z dzieciństwa są niezastąpione, prawda? I czasem śmiać mi się chce do jakich paskudnych rzeczy tęsknię ( np. oranżada w woreczku - fuuuuj! ) a jednak skojarzenia są tak silne, że wydają mi się owe rzeczy prawdziwymi rarytasami.
    Już Ci kiedyś pisałam, że podziwiam Cię za wytrwałość i konsekwencję, ja bym żadnej diety nie utrzymała dłużej niż dwa dni. Smacznego!

    OdpowiedzUsuń