czwartek, 18 listopada 2010

Śladami Lawrence'a z Arabii

Za oknem szaro, mgliście i dżdżyście. Jak to pogodzić z nakazem wygrzewania się i utrzymywania dobrego nastroju? Mój sposób wygląda tak: ciepły koc, herbata z imbirem, kilka zaległych książek pod ręką, nie widziane do tej pory odcinki Poirot'a i wspomnienia z pustynnej wyprawy. Wadi Rum to miejsce pod każdym względem niezwykłe, pustynia, która kolorami i różnorodnością form skalnych zadziwia i nie pozostawia obojętnym. Mnie zachwyciła tak bardzo, że zajmuje jedno z najwyższych miejsc w mojej osobistej liście cudów świata. Podobało mi się tam bardziej niż w rozsławionej Petrze. Przez trzy dni nie spotkaliśmy tam zbyt wielu turystów, chyba tylko raz zdarzyło nam się mijać z terenówką, którą jechali jacyś Francuzi. Beduini, u których nocowaliśmy to ludzie serdeczni, bardzo gościnni i weseli a przy tym dumni z tego, kim są. Większość z nich porzuciła już koczowniczy tryb życia. Duża część utrzymuje się z turystyki, część zimę spędza w wioskach a tylko w letnie miesiące wędruje ze stadem z miejsca na miejsce. Nomadów, którzy nie mają stałego miejsca zamieszkania jest niestety coraz mniej i coraz trudniej jest ich spotkać.

Wadi Rum podobno rozsławił Lawrence z Arabii, czyli Thomas Edward Lawrence - oficer brytyjski, agent wywiadu i archeolog. Spędził on na Bliskim Wschodzie kilka lat życia a jego wspomnienia stały się ispiracją dla znanego chyba wszystkim filmu. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam po przyjeździe na pustynię to Źródło Lawrence'a, do którego należy wspiąć się po stromych skałach, a które jest nędznym i brudnym bajorkiem. Mam podejrzenia, że Beduini zasilają je wodą pompowaną z dołu systemem rur, które widzieliśmy po drodze. No chyba, że stąd czerpią wodę do picia, ale szczerze w to wątpię, źródła nie widzieliśmy nigdzie a skądś ta woda się tam wzięła. Czego się nie robi dla turystów! Na szczęście reszta atrakcji naprawdę warta jest obejrzenia a nocleg w obozie beduińskim tylko podkreśla wrażenie ucieczki od cywilizacji. Pozornej, bo wszędzie jest zasięg w telefonie a Beduini chętnie korzystają z internetu, który znajduje się w każdej wsi.

Moim olbrzymim marzeniem jest powrót do tego miejsca, ale chciałabym zobaczyć je wiosną, kiedy to pustynia się zazielenia i rozkwita tysiącem kwiatów.






Wdrapałam się na ten łuk skalny a później bałam zejść po stromej ścianie. Ostatecznie zsuwanie się na na tylnej części ciała okazało się najbezpieczniejsze.

 



To już nasz młody przewodnik. Ciekawe o czym myślał?




W wielu miejscach Wadi Rum można się natknąć na pozostałości po Nabatejczykach, którzy kiedyś zamieszkiwali te ziemie. Naskalne rysunki przedstawiają wielbłądy, kozy, czasem ludzi podobnych do kosmitów. To od ich pisma pochodzi pismo arabskie.

 


Obóz, w którym spędziliśmy dwie noce i samochody, którymi przemieszczaliśmy się po pustyni.

Namioty pełniły różne funkcje - sypialni, jadalni i częściowo kuchni, ale najlepiej spało się pod rogwieżdżonym pustynnym niebem. Kiedy rano skarżyłyśmy się na poranny chłód, nasz gospodarz odparł z szerokim uśmiechem: "Trzeba było przyjść do nas. W namiocie Beduinów jest zawsze gorąco." Ot, typowy przedstawiciel świata arabskiego.

 



Beduini, do których zawsze chętnie wrócę. Młodszy o imieniu Mahmud, co podobno oznacza "pochwalony" kilka razy pytał czy mam męża i czy mogłabym zamieszkać na pustyni :) Może powinnam spróbować?



11 komentarzy:

  1. i kto tu komu bardziej zazdrości!!! ostatnie zdjęcie fenomenalne! piękne i piaszczyste formacje skalne i ten kolory zależne od kąta padania światła i miejsca -przepiękne, a kumys tam piją?

    OdpowiedzUsuń
  2. wiesz co? trochę się cieszę z Twojej choroby ;) ale tylko dlatego, że masz więcej czasu na takie wpisy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gretuś prosze powiedz, że wcale tam nie byłaś i nie widziałaś tego swoimi oczami-bo pęknę z zazdrości. SuperŁ=

    OdpowiedzUsuń
  4. Lidko :) Kumysu nie widziałam, Beduini twierdzili, że od czasu do czasu piją arak. Religia im zabrania, ale... wiadomo jak to jest z zakazami. Chociaż oni nie powinni pić alkoholu, bo zupełnie się do tego nie nadają.
    Wadi Rum jest taka złoto-czerwono-różowa, na żywo o wiele piękniejsza niż na zdjęciach.

    Czasu mam faktycznie dużo, będę Was męczyć wpisami ;) Miło mi, że Ty się cieszysz :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Toia, nie mam dobrych informacji - naprawdę tam byłam. Pięknie było. Ale nie pękaj, plizzzzzzzz... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. hmm :) mam pewne nieśmiałe podejrzenia,że żródła pisma arabskiego biją nie tylko w Arabach..

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie to się w ogóle początki pisma wydają podobne, niezależnie od miejsca, w których je odkryto. Ale ja laik jestem, pewnie są różnice :)

    OdpowiedzUsuń
  8. no własnie:) na mysli miałam źrodła źródeł. Patrząc na pierwsze rysunki moich dzieci..i pomijając fakt, ze wiem że to Ich, śmiało brać można by je było za podwaliny pisma..np arabskiego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Haha! W pierszym momencie też pomyślałam o Twoich Szkrabach :)

    OdpowiedzUsuń
  10. życzę, żeby Twoje marzenie się spełniło! :)

    OdpowiedzUsuń