niedziela, 19 grudnia 2010

Nepal - część 7

Wieczorem docieramy do Pokhary. Hotel, w którym nocujemy, według mnie ocieka luksusem - pokój ma łazienkę i jest ciepła woda!!! Wokół pełno restauracyjek, sklepów, pyszne jedzenie, ja chcę tu zostać! Jest też zasięg w telefonie, dzwonię do rodziców i uspokajam, że żyję. A później kupuję dwa kolorowe zwoje bawełny i haftowaną bluzkę i z ich pomocą robię się na bóstwo. Byłoby lepiej, gdybym miała chociaż mascarę, ale i tak efekt jest oszałamiający. Po dwóch tygodniach chodzenia w tych samych spodniach i polarze czuję się rewelacyjnie. Następne na liście zakupów są wino i oliwki. I to już jest zupełna ekstaza. Warto było się męczyć. Miasteczko jest ładne i pięknie położone, taki nepalski, turystyczny raj. Spędzamy tu dwa dni, odpoczywamy, robimy zakupy, pływamy łódkami po jeziorze Pheva, ja objadam się smakołykami i dużo śpię. Miła odmiana.



Z Pokhary jedziemy do Parku Narodowego Chitwan. To taki dodatkowy zastrzyk egzotyki. Można wybrać się na safari na grzbiecie słonia – byłam, ale już nigdy się nie skuszę, żal mi tych zwierząt; przespacerować z przewodnikiem po dżungli, popłynąć canoe. Czas płynie tu leniwie, upał spowalnia wszystko, nawet myślenie. Najchętniej siedziałabym nad rzeką, sącząc zimne napoje i rozmyślała o niebieskich migdałach. Czuję się trochę jak w scenerii „Pożegnania z Afryką”, chociaż to przecież nie ten kontynent.



W Chitwan National Park można stanąć oko w oko ( no prawie ) z nosorożcem, krokodylem i słoniem,





popłynąć chybotliwą łódką po takiej rzece,



czy też przespacerować się przez nepalską dżunglę. Te trawy miały po 3 metry!



Ale w końcu i dla nas nadchodzi czas spakowania plecaków i wyruszenia w drogę powrotną. Czeka na nas bus, który dowiezie nas do granicy z Indiami. Później pociąg do Delhi a stamtąd samolot do domu. Wchodząc na jego pokład obiecuję sobie, że kiedyś tu wrócę. Być może niebawem.


granica nepalsko-indyjska, niżej dworzec w Indiach

9 komentarzy:

  1. Ależ spotkania! I z przyrodą, i z kulturą.
    Fantastyczna wyprawa Greto. Cieszę się, że opisałaś ją na blogu, bo mogłam ją przeczytać. Chętnie wysłuchałabym Twoich opowieści!
    Ciepłego wieczoru!
    O.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obieżyświatko, jakieś spotkanie można kiedyś zorganizować :) Wyprawa była bardzo różnorodna, co kilka dni miałam wrażenie, że jestem w zupełnie innym świecie.
    Udanego początku tygodnia, bo niedziela to w zasadzie się kończy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Greto, z wypiekami na twarzy i wielkim zainteresowaniem przeczytalam Twoja relacje z Nepalu! Swietne pioro, wspaniale zdjecia! Moglabys pisac ksiazki podroznicze a ja zaczytywalabym sie w nich, choc na ogol nie czytam takowych:)
    Podziwiam Cie, ze dalas rade pokonac gory, ze w ogole zdecydowalas sie na taka wyprawe. Ja jednak chyba nigdy sie na cos takiego zdecyduje, bo jestem zbyt wygodnicka;-)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. bo 'mieć pasję to nie widzieć przeszkód'..:) tak mi Ktoś napisał..i przyznam, że celniej sama tego jeszcze nie nazwałam wcześniej :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. szkoda tylko, że to prawie koniec tej opowieści. Muszę koniecznie pokazać Twój blog znajomej Nepalce (tak się odmienia?) ciekawa jestem jak ona widzi swój kraj:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Agato, bardzo Ci dziękuję za miłe słowa :) Ja to nawet kiedyś chciałam książkę napisać. Co prawda nie podróżniczą, ale jednak. Może warto wrócić do starych marzeń? :)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  7. Toia, chyba jednak Nepalka :) To może być bardzo ciekawe - taka konfrontacja spojrzeń - tyrysty z rdzennym mieszkańcem. Ciekawa jestm tej opinii. Mam nadzieję, że się nią podzielisz?

    OdpowiedzUsuń